środa, 10 grudnia 2014

Prolog.


Nie ważne ile jest dni w twoim życiu. 
Ważne ile jest życia w twoich dniach.



Kiedyś zastanawiałam się, co tak naprawdę kieruje naszym życiem. Przeznaczenie, czy my sami. Było to dla mnie ważne, bo chciałam wiedzieć, co jest odpowiedzialne za moją śmierć. Jeśli przeznaczenie naprawdę istniało i miało dla ludzi od samego początku jakiś plan, to, dlaczego było tak niesprawiedliwe wobec mnie? Miałam dopiero dwadzieścia lat, właśnie zaczynałam na nowo poznawać świat, odkrywać swoją dorosłą drogę, a los, nie pytając mnie o zdanie zdecydował się skrócić o całe lata świetlne mój życiowy bieg. Wypełnił moje dni bólem, bezsilnością i smutkiem w oczach najbliższych.

Jeśli jednak ludzie mieli jakiś wpływ na swoje życie i mogli samodzielnie o sobie decydować, to, co mogłabym zrobić by wydłużyć mój tor? Bym jutro też mogła się obudzić? By istniały dla mnie słowa „za tydzień”, „za miesiąc”, „za rok”.

Niczego więcej nie pragnęłam. Chciałam tylko żyć.

Ale wiem, że życzenia się nie spełniają, sny nie urzeczywistniają, a pobożne prośby nie przynoszą ulgi. Więc co innego mogłam zrobić? Pogodziłam się ze śmiercią. Z tym, że nie skończę studiów, nie zwiedzę Hiszpanii, nie wyjdę za mąż, nie będę miała dzieci. Nie było łatwo, musiałam samej sobie udzielić zgody na śmierć, ale chcąc przetrwać te ostatnie dni z wewnętrznym spokojem, nie miałam innego wyjścia.
Przestałam czekać na cud. I przestałam obwiniać los, za to jak niesprawiedliwie mnie potraktował.

A wtedy pojawiłeś się ty.