Nie ważne ile jest dni w twoim życiu.
Ważne ile jest życia w twoich dniach.
Kiedyś zastanawiałam się,
co tak naprawdę kieruje naszym życiem. Przeznaczenie, czy my sami. Było to dla
mnie ważne, bo chciałam wiedzieć, co jest odpowiedzialne za moją śmierć. Jeśli
przeznaczenie naprawdę istniało i miało dla ludzi od samego początku jakiś plan,
to, dlaczego było tak niesprawiedliwe wobec mnie? Miałam dopiero dwadzieścia
lat, właśnie zaczynałam na nowo poznawać świat, odkrywać swoją dorosłą drogę, a
los, nie pytając mnie o zdanie zdecydował się skrócić o całe lata świetlne mój
życiowy bieg. Wypełnił moje dni bólem, bezsilnością i smutkiem w oczach
najbliższych.
Jeśli jednak ludzie mieli
jakiś wpływ na swoje życie i mogli samodzielnie o sobie decydować, to, co
mogłabym zrobić by wydłużyć mój tor? Bym jutro też mogła się obudzić? By
istniały dla mnie słowa „za tydzień”, „za miesiąc”, „za rok”.
Niczego więcej nie
pragnęłam. Chciałam tylko żyć.
Ale wiem, że życzenia się
nie spełniają, sny nie urzeczywistniają, a pobożne prośby nie przynoszą ulgi.
Więc co innego mogłam zrobić? Pogodziłam się ze
śmiercią. Z tym, że nie skończę studiów, nie zwiedzę Hiszpanii, nie wyjdę za
mąż, nie będę miała dzieci. Nie było łatwo, musiałam samej sobie udzielić zgody
na śmierć, ale chcąc przetrwać te ostatnie dni z wewnętrznym spokojem, nie
miałam innego wyjścia.
Przestałam czekać na cud. I przestałam obwiniać los, za to jak niesprawiedliwie mnie potraktował.
Przestałam czekać na cud. I przestałam obwiniać los, za to jak niesprawiedliwie mnie potraktował.
A wtedy pojawiłeś się ty.